Zbudowany w 1869 roku przez stocznię Henderson, Coulborn & Co z Renfrew w Szkocji parowiec, sprzedany został dla duńskiego armatora, za olbrzymią, na ówczesne czasy, sumę pieniędzy £ 14,000.
S/S Helge mając 61 metrów długości, 8,5 metra szerokości oraz 4.5m zanurzenia, posiadała dwie czterocylindrowe maszyny parowe, każda połączona osobnym wałem z osobną śrubą napędową. Statek posiadał trzy maszty, mostek kapitański znajdował się pomiędzy pierwszym a drugim masztem a skylighty maszyn parowych pomiędzy drugim a trzecim. Wyporność rejestrowa to 849 BRT oraz 512 NRT.
Sprzedany później innemu duńskiemu armatorowi, który przemianował statek na S/S A.Asgeirsson, w lutym 1915 roku, został sprzedany mieszkającemu w finlandzkim Torku baronowi Wrede. Trzeba tutaj wspomnieć, że rok 1915, to czas pierwszej wojny światowej, to również czas, kiedy to na wyspach archipelagu władza należała do Rosji. Zaledwie 2 miesiące po zmianie właściciela, S/S Helge podróżując pomiędzy Szwecją z Finlandią, została zatrzymana przy latarni morskiej Flottjan celem przeprowadzenia rewizji przez niemiecką łódź podwodną U26. Okazało się, że ładunkiem przez nią wiezionym był proch! Wtedy to kapitan niemieckiej łodzi podwodnej wydał rozkaz zatopienia S/S Helge. Łodzie ratunkowe zostały spuszczone na wodę i załoga opuściła statek udając się w stronę Mariehamn, Niemcy zaś zdetonowali ładunek wybuchowy na śródokręciu, zatapiając jednostkę.
Choć szkody wyrządzone przez wybuch były ogromne, to kadłub statku nadal stanowi całość. Wrak znajduje się na głębokości 52 metry będąc minimalnie przechylonym na prawą burtę i wystając ponad dno aż do 43m. Nie da się oprzeć wrażeniu, że czas na S/S Helge zatrzymał się w miejscu. Mimo zdecydowanie najbardziej zniszczonej rufy cały czas można odszukać zapasowe koło sterowe czy w końcowej, zniszczonej części wraku podziwiać majestatycznie zdobione drewniane balustradki. Przesuwając się dalej w stronę dziobu oglądamy pozostałości maszynowni z zupełnie niezniszczonymi skylightami. Chociaż w rufowej części za skylightami powinien znajdować się ostatni, trzeci maszt, nie ma po nim żadnego śladu. Za to przesuwając się w stronę dziobu wyraźnie wyłania się środkowy maszt na którym znajdowało się serce statku – dzwon okrętowy Odrobina cierpliwości wystarczy, żeby gdzieś między kabestanem a sterówką statku odnaleźć to, co każdy nurek pragnie zobaczyć – dzwon z napisem S/S Helge!. Jeśli widok dzwonu nie spowoduje zupełnego wyłączenia zmysłów, tuż obok zobaczyć można równie fascynujące podstawowe koło sterowe a tuż pod nim… pełne gąsiory wina. Na wytrwałych, którzy postanowili mimo tych widoków popłynąć dalej czeka niesamowity widok dziobnicy statku, z zachowanymi relingami, kabestanami oraz całym wyposażeniem. Spojrzenie z wystającej ponad 10metrów nad dno dziobnicy statku przypomina sławną scenę z Titanica”…Otchłań…